Skontaktuj się z nami:

Mój dwulatek nie mówi… Spokojnie czekać, czy natychmiast działać?

Pomysłów na wpisy w ostatnim czasie nazbierało się sporo. Intensywność obowiązków – domowych, zawodowych i – nazwijmy to – życiowych, powoduje jednak, że brak czasu na systematyczne publikacje:( Spośród tematów naglących (a jest ich naprawdę wiele…), na dziś wybrałam taki, jak w tytule: Mój dwulatek nie mówi. Co dalej?

 

 

Odkąd po urlopie macierzyńskim wróciłam do pracy w gabinecie (niebawem minie rok), praktycznie nie ma tygodnia, żebym nie miała na diagnozie jakiegoś malucha (mam tu na myśli dwu- lub trzylatka), u którego rodzice zauważają nieprawidłowości w rozwoju mowy. Mamy są najlepszymi obserwatorami swoich dzieci i na szczęście bardzo często nie ulegają presji podpowiadaczy z otoczenia (nierzadko są to sami pediatrzy!), że dziecko się “rozgada”, że brat wujka też zaczął mówić, jak skończył 5 lat, a teraz to wzięty adwokat, że będzie mówił przecież “no bo czy widziałaś niemówiące dziecko?”, że pójdzie do przedszkola i wśród dzieci się rozkręci… Przykładów można mnożyć i mnożyć ale w sumie nie o to tutaj chodzi. Także szczęśliwie te maluchy trafiają często do logopedy i naprawdę szybko podjęte działania terapeutyczne, przynoszą efekty.

Mój dwulatek mówi, czyli jak to było u nas?

Gdy mój pierworodny był niemowlakiem, jako młoda i bardzo wszystkim przejęta mama, obserwowałam bacznie każde jego posunięcie. Cieszyłam się z osiąganych przez niego o czasie kroków milowych. Dumą rozpierał mnie fakt, że bardzo szybko i dużo zaczął gaworzyć, no po prostu buzia mu się nie zamykała (i tak pozostało do dziś;). Przed pierwszym rokiem życia, lawinowo pojawiały się coraz to nowe słowa, a gasząc pierwszą świeczkę na torcie, potrafił już łączyć dwa proste wyrazy. Wszystkie nowe słowa skrzętnie zapisywałam (co szczerze polecam – świetna pamiątka na przyszłość), a w wieku 18. miesięcy, syn budował już samodzielnie zdania pojedyncze (zdarzały się też i złożone!). Czemu zawdzięczamy taki piękny rozkwit artykulacji? “A no bo ty jesteś logopedą, wiesz jak z dzieckiem pracować” – często słyszałam. Być może ale nie zgodzę się z tym do końca (o czym napiszę później). Fakt – książeczki, wierszyki, rymowanki, piosenki towarzyszyły nam praktycznie od narodzin. Jestem przekonana, że one nam bardzo pomogły w rozwoju mowy, słuchu fonemowego, w kształtowaniu uwagi słuchowej. Zawsze też dużo do syna mówiliśmy, opowiadaliśmy o wszystkim, omawialiśmy czynności i procesy (np. “Teraz zakładamy buciki bo idziemy na dwór. Najpierw na jedną nóżkę, później na drugą. O – brakuje nam jeszcze czapeczki, by móc wyjść”). Do dziecka mówiłam prostymi, krótkimi i zrozumiałymi dla niego zdaniami, zawsze na niego patrząc i w miarę możliwości wspierając się gestem. Zaowocowało.

 

 

A teraz drugi przykład z mojego podwórka: córka. Rozwój motoryczny mega szybki. Naprawdę mega! Cieszyłam się niezmiernie bo wiązałam to z szybkim rozwojem mowy – wszakże rozwój motoryki małej idzie w parze z rozwojem motoryki dużej… Córka dużo mniej i zdecydowanie później zaczęła gaworzyć. Niepokoiło mnie to mocno choć starałam się mieć ciągle w tyle głowy, że każde dziecko rozwija się indywidualnie, wg własnych norm. Nie mniej jednak intuicyjnie, a także zgodnie ze swoją wiedzą, czułam że nie idzie to wszystko tak, jak by tego mama-logopeda, oczekiwała. Słyszałam uspokajające uwagi z otoczenia, że przesadzam, że przecież dziecko rozwija się pięknie: chodzi, biega, je samodzielnie, rozumie polecenia, słyszy, a nawet “po swojemu” coś tam mówi… Ja jednak rozważałam na poważnie konsultację z neurologiem dziecięcym, a także konsultację z innym logopedą (wszakże wiem, że sama nie byłam do końca obiektywna). Półtora roku skończone, a ja nie słyszę nawet najprostszego “mama”? A przecież postępowałam tak samo, jak przy synu… I oczywiście włączyło się porównywanie, a niepotrzebnie… Dodam jeszcze, że obydwoje moich dzieci urodzone przez cesarskie cięcie, ciąże były zdrowe, donoszone, dzieci o naprawdę solidnej masie urodzeniowej, karmione piersią (długo), nie oglądające bajek (nie mamy telewizora), nie używające telefonów… a jednak tak inne w nabywaniu umiejętności komunikacji. Na szczęście historia mojego drugiego dziecka kończy się pomyślnie: mija 18. miesięcy życia córki i mowa się zaczyna pojawiać. Najpierw pojedyncze słowa (rzeczowniki), których z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień jest coraz więcej, później łączenie dwu wyrazów, następnie zdania dwuwyrazowe (czyli mamy już i czasowniki). Około 21, miesiąca wszystko zaczyna przyspieszać i córka używa także oprócz rzeczowników i czasowników, także przymiotniki, liczebniki i przysłówki. Zaczyna także stosować poprawną odmianę wyrazów i coraz lepiej radzi sobie składniowo. Oczywiście – wyrazy często (zwłaszcza te dłuższe) wypowiadane są w zmienionej formie – dalekie od ideału, obserwujemy liczne elizje, ucięcia, uproszczenia struktury wyrazu, wypowiadanie tylko końcowych lub początkowych sylab. Ale komunikacja jest! Mowa czynna jest! Happy end. Uwierzcie – wcale nie musiało tak jednak być. Serdecznie namawiam i sygnalizuję problem – gdy jako rodzice, macie choćby cień wątpliwości, czy Wasze dziecko prawidłowo rozwija się, czy to że mając 18., 24. miesiące nie wypowiada choćby najprostszych, pojedynczych słów, nie czekajcie, nie słuchajcie dobrych doradców, sprawdźcie to u źródła, umówcie się na konsultację z logopedą. Na pewno nie jest za wcześnie. Mózg dziecka do 3. roku życia jest najbardziej plastyczny i podatny na jego kształtowanie. Osiągamy wówczas najlepsze i najszybsze efekty w pracy terapeutycznej.

Najpierw słucha, później mówi – o rozwoju komunikacji

Pamiętajmy, że aby dziecko mówiło, najpierw musi się jak najwięcej z językiem obywać, osłuchiwać, eksplorować i go poznawać! Musi mieć wzorce, nie może żyć w ciągłym milczeniu lub zagłuszone nadmiarem bodźców słuchowych. Często rodzice opowiadają mi, że dziecko nie ogląda telewizji, bajek. Telewizor tylko jest włączony, podczas gdy dziecko bawi się w tym samym pomieszczeniu. Ono nie ogląda… Ale czy my – rodzice, wówczas kierujemy do niego jakieś komunikaty? Czy jesteśmy z dzieckiem w dialogu? Czy zauważamy jego potrzeby i reagujemy na nie właściwie? Czy mózg naszego dziecka nie jest “zatruwany” niepotrzebnymi sygnałami dźwiękowymi i obrazami? Czy wiecie, że do ukończenia 2. roku życia, dziecko nie powinno widzieć nawet migawki z telewizora? Wiem, że trudno od tego malucha “uchować”, zwłaszcza jeśli mamy w domu starsze dzieci. Pamiętajmy – to jednak bardzo ważne dla rozwoju układu nerwowego oraz procesów zachodzących w lewej półkuli mózgu. Aby dziecko zechciało komunikować się, wdrażać do swojego systemu językowego nowe wyrażenia dźwiękonaśladowcze, słowa, by zaczęło budować zdania, konieczne jest mówienie do niego!!! Historia zna przypadki dzieci, które wychowując się ze zwierzętami i nie doświadczając ludzkiej mowy, posługiwały się dźwiękami podobnymi do tych, jakie zasłyszały od tychże zwierząt. Mówi się, że jeśli dziecko jest w normie intelektualnej, gdy nie ma żadnych problemów neurologicznych, zaburzeń rozwojowych, zaburzeń słuchu i przetwarzania centralnego – musi zacząć mówić. Owszem. Im później jednak zacznie, tym trudniej wejść mu na właściwy tor rozwoju mowy, ciężej przyswaja umiejętności szkolne, trudniej odnajduje się w relacjach rówieśniczych itd.

 

 

Ile słów na 2 lata?

Co to są słowa w słowniku dwulatka? Jak powinny brzmieć? Ile powinno ich być? To pytania, które pewnie stawia sobie wiele mam. Otóż dwulatek (książkowo) powinien posługiwać się około 200 słowami. Dużo? Pewnie dla wielu maluchów to wynik nieosiągalny. Ale spokojnie, słowa dwulatka to przykładowo: “mama, tata, baba” ale i “hau hau, muuu, da, pa” czy “oć” (w znaczeniu chodź). W języku dwulatka sporo jest elizji, upraszczania grup spółgłoskowych, wypowiadania tylko początkowych lub końcowych sylab. Dzieciaki świetnie budują swoje pierwsze zdania, stawiając zaprzeczenie po czasowniku, np. “Ola lubi nie”. Mowa dwulatka jest fascynująca i to chyba jeden z najpiękniejszych etapów jej kształtowania:) Każdą mamę powinno zaniepokoić, jeśli tylko ona rozumie mowę swojego dwulatka, nie możemy też za normę uznać, kiedy maluch mając 2 lata, mówi tylko kilka słów lub kiedy mocno słowa zniekształca. Ważne, by był progres, by z czasem mowa stawała się wyraźniejsza, a słów przybywało.

Co zrobić by dwulatek mówił?

Nie trzeba tutaj specjalnych terapii-cud. Po prostu postępujmy intuicyjnie – każda mama to potrafi. Od samego początku (najlepiej, kiedy dzidziuś jest jeszcze w brzuchu) mówmy do niego spokojnym, łagodnym i melodyjnym tonem. Już kilkumiesięczne niemowlę wsłuchuje się z uwagą w głos mamy, bardzo lubi gdy mama nachyla się nad nim i przemawia łagodnym tonem. Budzi to w maluchu poczucie niesamowitej bliskości i bezpieczeństwa – uczuć, których doświadczanie nigdy mu się nie znudzi i które staną się fundamentem jego osobowości. Maluch uwielbia, gdy mama czyta mu, pokazuje obrazki, gdy wspólnie bawią się słowem. W taki prosty sposób wprowadzamy dziecko w świat słowa mówionego, dajemy mu możliwość poznawania nowych słów, nauki ich znaczeń i w ten sposób uczymy go mówić. Jak najwięcej mówmy do dziecka: opowiadajmy, co robimy, tłumaczmy jaką zakładamy część garderoby, naśladujmy odgłosy z otoczenia, wspólnie się bawmy! Układajmy klocki, puzzle, układanki, oglądajmy książeczki, nazywajmy obrazki, nawlekajmy koraliki… Naprawdę jest mnóstwo możliwości, prostych zabaw, w które każdy z nas potrafi “wejść” z łatwością. Nie zalewajmy malucha potokiem słów, dajmy mu czas na to by pomyślał i udzielił nam odpowiedzi. Każdy ma prawo spokojnie “zebrać” myśli i każdy ma też prawo się pomylić…

Kolejna sprawa – sprawdźmy na wizycie u logopedy sprawność narządów mownych, budowę anatomiczną, czy dziecko oddycha normatywnie, czy ma prawidłową pozycję spoczynkową języka, warg…

 

 

Co, jeśli nie mówi?

Nie zwlekajmy i nie dajmy się omamić stwierdzeniami, że zacznie mówić w swoim czasie, że chłopcy później, że worek się rozwiąże i wypadną z niego słowa, zdania, pełne wypowiedzenia. Wizyta u logopedy powinna rozwiać nasze wątpliwości gdyż niestety czasem nie mamy do czynienia wyłącznie z opóźnionym rozwojem mowy. Często dzieciak nie mówi ponieważ obarczony jest problemami neurologicznymi, może wykazywać cechy ze spektrum autyzmu, może występować u niego niedosłuch czy jakiś rodzaj upośledzenia. Bardzo ważnym symptomem dla prawidłowego rozwoju malucha jest pojawiający się około 10 miesiąca życia gest wskazywania palcem. Nasz niepokój powinien zostać rozbudzony także w sytuacji, gdy dziecko nie reaguje na imię i nie rozumie prostych poleceń. Zazwyczaj logopeda (może nie na pierwszym spotkaniu) potrafi “wyłowić” te nieprawidłowości w rozwoju dziecka i zalecić poszerzenie diagnostyki. Terapia rozpoczęta w czas, przynosi wymierne korzyści dla dziecka, poprawia jakość funkcjonowania malucha i jego rodziny. Nawet jeśli mamy do czynienia tylko ze “zwykłym” opóźnionym rozwojem mowy, pamiętajmy że terapia logopedyczna nie przyniesie natychmiastowej poprawy. Jeśli trzylatek nie buduje zdań choćby pojedynczych, jeśli nie zadaje pytań, stosuje liczne elizje, zamiany głosek, jeśli wciąż mówi “po swojemu”, nie oczekujmy że w szkole będzie orłem, że nie będzie popełniał błędów ortograficznych, że nie będzie miał problemów z głoskowaniem, a co za tym idzie z czytaniem i pisaniem. Może mieć też problem z analizą i syntezą wzrokową oraz z prawidłowym odwzorowywaniem liter (pismo lustrzane).

Pamiętajmy, że czas szybko ucieka i nasz dwulatek wkrótce stanie się cztero-pięcio- siedmiolatkiem… Nie rozwiązane problemy, nie uregulowane kwestie są obciążeniem dla dalszego rozwoju. Nie zapominajmy, że mózg dziecka jest najbardziej elastyczny i podatny na “dobre zmiany” do 3. roku życia.